Nie wiem, że nie wiem.
Nie wiem, że nie wiem, czyli o największym zagrożeniu w pracy tłumacza.
Wszyscy chyba znamy słowa Sokratesa: „Wiem, że nic nie wiem”.
Na tym tle zadajmy sobie pytanie: Dlaczego ludzie się mylą? Dlaczego popełniamy błędy? Dlaczego tłumacz popełnia błędy?
Albo inaczej: co jest największym zagrożeniem dla nas, tłumaczy, w naszej pracy? To pytanie zadaję każdemu praktykantowi, którego przyjmuję do terminu, czyli pod swoje tłumaczeniowe „skrzydła”. W odpowiedzi słyszę (całkiem słusznie): brak doświadczenia; nieznajomość dziedziny, której dotyczy przyjęty przez nas tekst do tłumaczenia; konkurencja na rynku, czyli duża liczba tłumaczy, a przez to trudność w zdobywaniu zleceń i klientów; niskie stawki; wypalenie zawodowe wskutek przepracowania; wysokie koszty prowadzenia działalności gospodarczej; a w ostatnim czasie również sztuczna inteligencja i to, jak wpływa już i będzie wpływać w przyszłości na naszą tłumaczeniową rzeczywistość.
Te wszystkie odpowiedzi są oczywiście trafne. Większość z nas, tłumaczy (zarówno tych doświadczonych, jak i początkujących), zmaga się z przynajmniej częścią tych problemów czy zjawisk niemalże codziennie. A ponieważ ten poradnik to nie miejsce na szczegółową analizę tych zagadnień, to zostawmy dalsze rozważania na inną okazję, a w tym miejscu spróbujmy odpowiedzieć na zadane wyżej pytanie, czyli co jest największym zagrożeniem dla nas, tłumaczy, w naszej pracy.
Otóż to zagrożenie można w mojej ocenie oddać jednym zdaniem:
Nie wiem, że nie wiem.
To pierwszy poziom, czy etap, czteropoziomowej „drabiny kompetencji”, którą w latach 70. XX w. stworzył niejaki Noel Burch, który w ten sposób chciał wyjaśnić, jak ludzie uczą się nowych umiejętności.
Cóż to oznacza dla nas, tłumaczy?
Nie wiem, że nie wiem, czyli nieświadoma niekompetencja [ang. unconscious incompetence].
Na tym etapie nawet jeszcze nie wiemy, czego nie wiemy. Zwyczajnie nie mamy świadomości istnienia czegoś, np. różnicy między „kierownikiem” a „menadżerem” (czyż nie jest tak, że polskiego „kierownika” często automatycznie przekładamy na angielskiego „manager”?). A skoro nie mamy świadomości czegoś, to nie mamy nawet szansy dowiedzieć się o tym czymś, sprawdzić tego czegoś, upewnić się. W ten sposób możemy, postępując naprawdę w dobrej wierze (bo wierzymy, że wiemy; wierzymy, bo nie wiemy, więc zostaje nam „jedynie” wiara, czyli nasze przekonanie o tym, że coś jest właśnie takie, za jakie to coś uważamy).
Nietrudno sobie wyobrazić, jakie praktycznie konsekwencje może mieć ten stan naszego umysłu w pracy tłumaczeniowej. Pracujemy nad przekładem i jesteśmy przekonani (ale nie wiemy), że wybory, których dokonaliśmy, są właściwe. Później ktoś, kto akurat wie to, czego my nie wiedzieliśmy (np. co tak naprawdę oznacza angielski rzeczownik „doctrine”), nie rozumie naszego tłumaczenia, składa reklamację, albo zwyczajnie rezygnuje ze współpracy z nami. Jeśli postanowi zwrócić nam uwagę, to o ile osobnik ten zna się na rzeczy (bo jest np. ekspertem w dziedzinie, w której zakotwiczone było nasze tłumaczenie), przechodzimy właśnie na kolejny etap drabiny kompetencji, czyli wiem, że nie wiem. W tym momencie możemy już działać: możemy się dowiedzieć, przechodząc do poziomu trzeciego, którym jest świadoma kompetencja (wiem, że wiem). Jeśli na tym poziomie pozostaniemy wystarczająco długo, korzystając często ze zdobytej wiedzy, to jesteśmy już tylko o krok od nieświadomej kompetencji, czyli poziomu mistrzostwa i rutyny.
Poziom ten, czyli nie wiem, że wiem (nieświadoma kompetencja właśnie) jest z jednej strony pożądany, ponieważ wykorzystujemy swoją wiedzę i umiejętności automatycznie, generując mało błędów. Z drugiej to moment, w którym może nam się wydawać się, że wszystko już wiemy i wszystko umiemy, co zamyka nas na nowe treści.
Wniosek dla nas, tłumaczy?
Nie ma w sumie wiedzy, która nie byłaby nam przydatna, chociażby od czasu do czasu, chociażby w jednym tylko tłumaczeniu. Faktem jest, że nieocenionym źródłem wiedzy jest już sama nasza praca. Wszak tłumacząc różne treści, wędrujemy nieustannie po tej drabinie kompetencji. Im więcej wiemy, tym mniejsze ryzyko błędu. A ryzyko to jeden z kluczowych czynników, którymi ludzie (często nieświadomie) kierują się przy wyborze usługodawcy. Bądźmy zwyczajnie czujni i sprawdzajmy wszystko, czego nie wiemy.